a za oknem jesień...
Komentarze: 0
Obiecałam sobie, że będę pisać... to było chyba rok temu, ale w końcu się udało! Kończę ten listopadowy dzień wpisem... pierwszym :) cóż, dzisiaj wstałam lewą nogą. Do specyficznej pracy nie miałam ochoty iśc. Lubię ją, chyba nawet bardzo, ale atmosfera czasami przytłacza. Miałam nawet myśli, żeby się zwolnić, bo całe życie z wariatami... ile można???? Jednak moja natura wojownika bardzo szybko pozbierała mnie do kupy! I dałam radę! Zasada jest jedna: trzeba mieć głęboko w ... Cały czas nad tym pracuję. To jednak nie jest taaakieee proste. W nagrodę poszłam do fryzjera. Głowę mogę tam myć codziennie!!!! Później to już tylko dom, zajmowanie się dzieckiem (słodki potworek) i wymiana poglądów z moim mężem (z nastawieniem, że mimo wszystko ja mam rację- on tego nie wie.... chyba....) <---- niech tak zostanie ;)
Dodaj komentarz